Aktualności
Rok szkolny 09-10
Zielona szkoła 2009
Wycieczka 2010
Galeria
Plan lekcji
Kontakt
Mapa
Księga gości
O patronie
Kącik młodego artysty
=> Fotografia
=> Sprawozdania
=> Teksty
Teksty

„Między nami dobrze jest”

 

 

            Dnia 16 grudnia 2010r w Teatrze Rozmaitości obejrzeliśmy spektakl pt. „Między nami dobrze jest” zrealizowany na podstawie sztuki Doroty Masłowskiej. Mieliśmy okazję zobaczyć w nim znanych polskich aktorów jak Danuta Szaflarska czy Maria Maj.

            Spektakl poruszał poważne problemy dzisiejszego świata i Polski. Na zasadzie kontrastu zestawiał przedwojenną rzeczywistość z teraźniejszością. Mówił o stosunku Polaków do ojczyzny, który najczęściej jest negatywny, a także o stosunkach między pokoleniami. Pokazywał brak porozumienia zwłaszcza między młodzieżą a ludźmi starszymi reprezentowanymi w sztuce przez matkę i babcię Małej Metalowej Dziewczynki (Aleksandra Popławska), która neguje otaczającą ją rzeczywistość. Pragnie od niej uciec, jest nawet w stanie wyrzec się rodziny, w której nie znajduje oparcia. Pod płaszczykiem mądrych słów i naukowych definicji znalezionych w internecie ukrywa swoją infantylność, ignorancję i zagubienie. Dziewczynka mieszka z babcią (Danuta Szaflarska), osowiałą staruszką, która żyje przeszłością i ze zmęczoną życiem matką (Magdalena Kuta) mającą świadomość, że nic nie osiągnęła. Na przykładzie tej rodziny widzimy życie Polaków, ich wady, lęki, kompleksy i marzenia. Zauważamy relacje między nimi, a właściwie ich brak, ponieważ ludzie zatracili umiejętność rozmawiania ze sobą. Zostało to sprowadzone do wymieniania się informacjami i pseudouprzejmościami.

            Obraz ukazany w spektaklu polemizuje z mitem o polskiej gościnności i patriotyzmie, za to ukazuje alkoholizm, nadmierną oszczędność, kult przeszłości i megalomanię współczesnych Polaków. Opowiada o trudnym życiu w dzisiejszym świecie, życiu na kredyt w ciasnym mieszkaniu, o braku perspektyw. Jedynym sposobem jest ucieczka na Zachód lub kariera w show biznesie. Jest ona jednak zaprzedaniem samego siebie. Dorota Masłowska parodiuje środowisko celebrytów na przykładzie jednego z bohaterów sztuki – Aktora (Rafał Maćkowiak). Jest on pogubiony w życiu, utracił podstawowe wartości moralne i intelektualne. Postać ta daje do zrozumienia, iż sława i pieniądze nie oznaczają spełnienia.

            W zakończeniu utworu następuje krzyk Małej Metalowej Dziewczynki. Woła ona o chleb. Jest to pełen żalu okrzyk wyrażający tęsknotę za normalnością. Chleb symbolizuje tu wartości, których zabrakło w dzisiejszych czasach.

            Spektakl ten był ironicznym, a zarazem pełnym goryczy ukazaniem świata. Wywoływał śmiech przez łzy, pokazywał w bardzo prawdziwy sposób gorzki obraz rzeczywistości. Bez wątpienia niósł ze sobą głęboki przekaz i dla każdego z nas był okazja do przemyśleń o świecie, który nas otacza. Myślę, że sztuka ta jest jednak godna polecenia także tym, którzy w teatrze szukają przede wszystkim rozrywki.

  Milena Filipowicz


 

„Nasza Klasa” Tadeusza Słobodzinka.

Dramat Słobodzianka oparty został na znanych faktach, dotyczących mordu Polaków na żydowskich sąsiadach w Jedwabnem w 1941 r. W PRL-u winę za zbrodnię zrzucono na nazistów. W 2001 roku Polska przyznała się do tego, że to Polacy zapędzili Żydów do stodoły i spalili. Zobaczyliśmy prostą historię o tragedii, której nie da się wyrzucić z polskiej historii.

To pierwszy dramat, który zdobył NIKE w czternastoletniej historii tej prestiżowej nagrody literackiej. Nad wystawieniem dramatu pracowano w zarządzanym przez Słobodzianka Laboratorium Dramatu. Do premiery nie doszło. Ostatecznie najpierw powstała realizacja londyńska, a 13 listopada polska w Teatrze na Woli, w reżyserii Ondreja Spisaka.

Losy bohaterów dramatu, który aktorzy odgrywają na scenie, gdzie jedyną dekoracją są szkolne ławki to wynik ideologii, historii jak i zawiedzionych miłości, nienawiści, chęci zemsty, strachu. Autor dramatu ukazuje brutalną, lecz prawdziwą prawdę o Polakach. Antysemityzm to była i jest wada naszego społeczeństwa.

Nikt nie jest w pełni dobry lub do końca zły. Nikt nie urodził się potworem, nikt nie jest niewinną ofiarą. Menachem, który jako Żyd był ścigany przez swoich ‘kolegów’ z klasy później wstępuje do UB i mści się. Role kolejno się odwracają, tak jak zmieniają się symbole nad drzwiami klasy - od katolickiego krzyża przez sierp i młot, swastykę, znów sierp i młot oraz, na koniec, znów katolicki krzyż. Atrybuty te, ukazują kolejne okresy XX w.

Twórcy spektaklu pokazali powojenne losy Polaków, którzy spalili kolegów z klasy. Żadne słowa nie zastąpią spektaklu, który na długo zapadł w serca widzów. Spektaklu, który bez zbędnych rekwizytów, scenografii i muzyki pokazał jak szybko i łatwo przyjaźń może zamienić się w nienawiść a zabawa z zbrodnię.

Słobodzianek, znany ze swego specyficznego podejścia do dramatu po raz kolejny łamie zasadę decorum. W spektaklu zaciera się granica między dobrem a złem. Występuje natomiast podział na świat mężczyzn i świat kobiet. Świat mężczyzn – wojna, brutalny, przepełniony nienawiścią. Świat kobiet – rodzina i dom.

Poprzez Abrama, który jeszcze w czasach szkolnych wyjechał do Ameryki ukazany jest kontrast pomiędzy Polską a Zachodem. Autor ukazuje w jak trudnej sytuacji znajdowali się Żydzi mieszkający w naszym kraju.

Oczywiście, jak przystało na Słobodzianka, nie może zabraknąć tematu religijnego. Autor tu jedynie delikatnie potępia teatralną, fałszywą religijność. Przyszły ksiądz (Heniek) bierze udział w morderstwie, następnie w zbiorowym gwałcie.

Omawiając spektakl „Nasza klasa” trudno nie wspomnieć o występujących na deskach teatru na Woli aktorach. Każdy z nich, jest jak najbardziej wart pochwał i uwagi, ale ja pragnę zwrócić uwagę na Leszka Lichotę. Mieliśmy już okazję oglądać go w „Merlinie”, także Słobodzianka. Jest to aktor, którego nie da się ominąć wzrokiem, nie ze względu na aspekty wizualne ale z powodu niesamowitego talentu aktorskiego. Takich właśnie aktorów chcemy oglądać.

Pozbawiony sentymentalizmu, oszczędny w środkach spektakl Słobodzianka, Spisaka oraz dziesiątki świetnych, bez wyjątku aktorów zostawia widzów porażonych, w ciszy, ze ściśniętymi gardłami. To jedna z najważniejszych – nie tylko teatralnych -  wydarzeń ostatnich lat. Warto iść do teatru na Woli.

                                                                                               Ania Kuchta 





 
SŁOWNICZEK INTERPRETACYJNY DO FILMU

„ESSENTIAL KILLING”

 

A

Armia- każdy żołnierz, który wyrusza na wojnę jest rozdarty wewnętrznie; ma swoją rodzinę, którą zostawia w domu. Musi walczyć, zabijać i samym być gotowym na śmierć.

B

Biały koń- koń jest symbolem wolności. Biały koń z zakrwawioną szyją może oznaczać wolność, spokój odzyskany przez głównego bohatera po jego śmierci. Reżyser filmu przyznał, że biały koń miał upodobnić film do ballady.

Błękitna burka w strumieniu-burka przepływająca przez strumień może być metaforą zbliżającego się końca życia.

C

Człowiek- film ukazuje, że człowiek w chwilach zagrożenia działa instynktownie, bez użycia rozumu. Dla przetrwania, przeżycia jest w stanie zrobić wszystko- zabijać, żywić się korą drzew, tak jak bohater filmu.

D

Dom- z filmu wyłania się obraz domu jako ostoi w życiu człowieka, miejsca, w którym mieszka miłość i spokój, i w którym zawsze można otrzymać pomoc.

Drwale- wycinają drzewa w lesie, zabijają przyrodę. Odnosi się to do świata mężczyzn przedstawionego w filmie.

E

Essential Killing- tytuł filmu nie został przetłumaczony na język polski, ale oznacza on niezbędne zabijanie. Bohater zamienia się w zwierzynę tropioną przez kłusowników i aby przetrwać jest zmuszony do zabijania.

K

Kobieta- dla kobiet najważniejszymi wartościami są: miłość, macierzyństwo, dobroć. Świat kobiet

kontrastuje ze światem mężczyzn.

Kobieta w błękicie- błękit symbolizuje niebo, czystość, a także dobroć. Kobieta w błękicie może utożsamiać śmierć, która dla bohatera jest uwolnieniem od bólu, cierpienia, nieustannego strachu i tęsknoty za bliskimi.

Kontrast- reżyser przeciwstawia rozległą pustynię lasowi o zimowym krajobrazie, a także goniących i uciekającego, przez wykorzystanie bieli i czerni w ich ubraniach.

Krew na ubraniach- nawiązuje do świata mężczyzn. Czerwona krew na białym ubraniu może symbolizować plamę na sumieniu, którą jest zabójstwo.

L

Las- ogromna puszcza w której znalazł się bohater symbolizuje zagubienie, sytuację bez wyjścia.

 

M

Mężczyzna – świat mężczyzn w filmie jest światem walki, wojny, zabijania i brutalności.

 

N

Natura- Akcja filmu rozgrywa się głównie na łonie natury, w pięknym lesie o zimowym krajobrazie.

Biel śniegu podkreśla czystość i nieskazitelność natury, którą człowiek niszczy np. przez wycinanie lasów.

P

Paralelizm- w filmie możemy odnaleźć dwie płaszczyzny wydarzeń, np. wizje, które ma główny bohater oraz rzeczywistość.

Pies- bohater pomaga psu, który podobnie jak on sam wcześniej złapał się we wnyki. Zwierzę później odwdzięcza mu się i pomaga w chwili, gdy jest bliski śmierci. Wydarzenie to przeczy bezsensowności dobrych czynów- wszystko, co uczynimy innym kiedyś do nas powróci.

R

Religia, Islam- wyznawcy islamu podporządkowują życie religii, która każe zabijać. Jest to religia brutalna. Film odnosi się do niej negatywnie, ukazuje zaślepienie i bezmyślność ludzi, którzy podporządkowują się prawu „świętej wojny”.

S

Sarny- główny bohater nie zabija dzikich zwierząt (saren) ponieważ nie stanowiły one dla niego

zagrożenia, a nawet utożsamiał się z nimi. Podobnie jak on są zaszczute, żyją w ciągłej niepewności, uciekają przed drapieżnikami.

Skolimowski Jerzy- twórca niezwykle oryginalny i wszechstronny. Wydał dwa tomy poezji, zajmował się również muzyką jazzową. Dzięki namowom Andrzeja Wajdy rozpoczął naukę w Łódzkiej Szkole Filmowej. Pierwsze dzieła Skolimowskiego dotyczyły spraw polskich. Otrzymał nagrodę Złotego Niedźwiedzia dzięki obrazowi "Le Depart". Film „Essential Killing” zdobył główną nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Mar del Plata w Argentynie, zaś odtwórca głównej roli- Vincent Gallo, otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora.

Strumień- życie człowieka, które płynie bardzo szybko i jest bardzo ulotne

W

Wizje- w starożytności wizje były przepowiednią przyszłości. Wizja kobiety w błękicie a także

płynącej błękitnej burki jest więc znakiem nadchodzącego końca.

Wnyki- bohater zatrzaskuje stopę we wnykach, które były przeznaczone dla dzikich zwierząt. To

wydarzenie podkreśla jego podobieństwo do zaszczutych, ściganych zwierząt, które bez wątpienia czeka śmierć, gdy zostaną schwytane.

Wojna- podczas wojny nie ma podziału na dobrych i złych. Każdy jest zmuszony do zabijania, bez względu na to jaki jest. Wojna ukazana jest jako zło, które powoduje ból i cierpienie.

Z

Zachód słońca- krwawe niebo o zachodzie słońca, w którego stronę zmierza bohater, może symbolizować nieustanne cierpienie, które spotyka go podczas ucieczki, a także śmierć.





Nie zabijaj. Piąte przykazanie dekalogu inspiracją dla twórców literackich i filmowych.

 

godło: Arina

 

            Kwestia śmierci, jako czegoś nieuniknionego, nierozwiązywalnego odwiecznie pociąga ludzkie serca i umysły. To stałe zainteresowanie sprawiło, że motyw zabijania trwale zagościł w naszej kulturze. Temat ten, tyleż trudny, co fascynujący, przyciąga ludzi poprzez swój uniwersalizm –  walka dwoistej natury człowieczej, która łączy w sobie pierwiastek dobra i zła, trwa odkąd w człowieku wykształciła się moralność pozwalająca dostrzec różnice dzielące te dwa pojęcia. Współcześni twórcy  – czy to literaccy czy filmowi, chętnie zacierają tę granicę, ukazując, jak niewiele potrzeba, by jej nie dostrzec i nieświadomie przekroczyć. Powstało wiele różnorodnych dzieł starających się przedstawić tę tematykę w jak najbardziej oryginalny i dosadny sposób. „Nie zabijaj”. Stwierdzenie to nie zawiera w sobie historii pełnych bólu, łez i dylematów moralnych, jakie towarzyszyły ludziom zmuszonym, by postąpić wbrew niemu. Nie zawiera szaleńczej nienawiści, palącej zazdrości, ani żadnego z uczuć, które pchają ludzi do zerwania z niewinną częścią duszy i wstąpieniu w mrok... Jest tylko nakazem, który bez życiowego odniesienia do rzeczywistości, będzie tylko pustymi słowami. Gdy nie zaznamy tych uczuć, myśli, choćby tylko na ekranie czy kartach książki, nigdy nie zrozumiemy w pełni, dlaczego akurat piąte przykazanie uznaje się za najważniejsze...

            Historią poruszająca temat śmierci, jako utraty kogoś bliskiego, tragedii, jaka się z tym wiąże jest opowieść o nazistowskich Niemczech – „Złodziejka książek”, która temat śmierci oswaja w dość nietypowy sposób – czyni ją swoim narratorem. I tak poznajemy dzieje tytułowej 10-letniej Niemki – Liesel Meminger, której losy tak zafascynowały Śmierć, że będzie on potem długo „(...) szukał punktów, w których skrzyżowały się nasze drogi, i dziwił, co ta dziewczynka widziała i jakim cudem przeżyła”. Zapracowany i znudzony jakby od niechcenia dobitnie uczy nas, że za każdym zabitym człowiekiem stoi jakaś historia – chłopca o „cytrynowych” włosach zakochanego w Liesel, który umiera, nie poznawszy smaku jej ust, zwykłego akordeonisty, który okazuje się być najodważniejszym człowiekiem w mieście czy jego wulgarnej żony o złotym sercu, którym „Liesel nie powiedziała „do widzenia”. Nie umiała”.  Ich śmierć jest wstrząsem, budzi odrazę i ból, choć zdarzyła się przecież tylko na kartach książki, która przedstawia również losy ludzi, którzy cudem przeżyli, jak choćby Żydowskiego boksera opisującego swe dzieje na pobielonych  kartach „Mein Kampf”...

Serce rozdziera historia ojca chłopca o „cytrynowych” włosach, który postanawia udać się do wojska – w zamian za to Rudi  nie pójdzie do faszystowskiej szkoły, w której niewinne poglądy dziecka na pewno zmieniłyby się w bestialską ideologię... Ojciec godzi się                       z możliwością śmierci, miłość do syna, pragnienie ochrony go przed wojennym spaczeniem moralności są silniejsze niż strach. Nie mógł jednak przewidzieć, że to dla niego los okaże się łaskawszy... Jedyne, co może stanowić dla niego pocieszenie to fakt, że bomby na dzielnicę Himmelstrasse spadły, gdy Rudi pogrążony był we śnie... „Kogoś ratujesz. Kogoś zabijasz. Kto może wiedzieć, jak to się skończy?”. Ból po stracie najbliższych dzielił ze złodziejką książek, Liesel, która po zbombardowaniu miasta straciła wszystkich, których kiedykolwiek kochała – mamę, papę i ukochanego przyjaciela, którego pocałowała „(...)szczerze i mocno w same usta.” wtedy, gdy już nie mógł tego docenić...

Markus Zusak mieszając brutalną wojenną rzeczywistość ze smutną, niezwykłą historią napisaną poetyckim językiem  zmusza do nowego, innego spojrzenia na pojęcia takie jak miłość, sprawiedliwość i przede wszystkim – śmierć. Zgon człowieka to nie tylko ostateczny i definitywny koniec jego ziemskiego żywota – to także tragedia i niewyobrażalny ból tych, co pozostali i kochali tak mocno, że samotne życie wydaje się puste, pozbawione tego, dla kogo było coś warte... Cała historia jest wielkim krzykiem, manifestem: nie zabijaj! Ból, jaki wylewa się z kart tej książki oszołamia, wzbudza wstręt do ludzi, którzy nie zasługują na to miano... Piękno i brutalność ścierają się ze sobą od wieków, przechylając szalę to na jedną, to drugą stronę, a Śmierci „stale (...)się zdarza nie doceniać ludzkiej rasy albo ją przeceniać.”

 Kolejnym wymownym świadectwem, jak bardzo brak poszanowania dla piątego przykazania zmienia ludzi oraz historię nie tylko ich życia ale również całego świata, są „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Jak szaleństwo jednego człowieka może wpłynąć na losy wielu innych, a także na to, w jaki sposób definiujemy zło. Dzieje życia młodych ludzi, którzy „(...) na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!...” nikogo nie pozostawiają obojętnym. Zmuszają do zastanowienia się nad regułami, które kierują wojną i czy zabijanie w ich imię można usprawiedliwić. Co każe ludziom rościć sobie prawo do cudzego życia? Warto zastanowić się – czy piąte przykazanie w tym wypadku nie ma zastosowania? Dlaczego życie ludzi, którzy mogli osiągnąć tak wiele zostało przerwane w tak brutalny i bestialski sposób, w imię czego zmuszeni zostali do zerwania z własnymi przekonaniami, sięgnięcia po broń i dokonania wyboru, przed którym nikt z nas nie chciałby stanąć. Moje życie czy życie wroga – często takiego samego człowieka jak ja, który być może również walczy przede wszystkim z samym sobą...

Z przyjaciół, których wspomina Aleksander Kamiński, z trójki ludzi, którzy potrafili „(...) pięknie umierać i pięknie żyć”, każdy musiał sam uporać się z trudnościami, jakie niesie ze sobą kwestia pozbawiania życia. Rudy „(...) pełnił swą służbę podziemną. Pełnił ją, rozwiązawszy w sumieniu swoim trudne zagadnienie zabijania.”. Ale „Kwestia pozbawienia życia, nawet takiego nikczemnego wroga, jakim jest hitlerowiec, odbierała Alkowi spokój snu. Przez parę miesięcy męczyło go to, gnębiło. Radził się wielu ludzi, do których miał największe zaufanie. (...) Walka z bronią była przecież koroną walk i gdy wyobraźnia podsuwała mu obrazy obrony, odpierania napaści wroga w potyczce – nie miał żądnych wątpliwości. Natomiast, gdy stawiał siebie w sytuacji napadającego przez zaskoczenie, szarpał się i dręczył, i w swym odczuwaniu chrystianizmu nie widział rozwiązania tej wątpliwości.”. Wojna postawiła ich przed zadaniami, do których nigdy nie powinni być zmuszeni. Dokonanie wyboru, jakim niewątpliwie była kampania przeciw wrogowi ze wszystkimi jej konsekwencjami, do których należała między innymi czynna walka o ideały „(...) braterstwa i służby” czy normalne życie poddane okupantowi należało do stygmatów, które naznaczyły ich życie i życie wszystkich młodych ludzi z pokolenia Kolumbów. Każdy     z nich wiedział, że są sprawy, o które warto umierać, nawet jeśli się nie do końca poznało życie...

            Motyw piątego przykazania „Nie zabijaj” stale przewija się przez twórczość Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Przedstawiciel pokolenia Kolumbów, który doskonale wie, jak wielką tragedią jest śmierć – zarówno utrata życia jak i pozbawienie go. „Nie zabijaj!” – rozpaczliwy krzyk człowieka, któremu śmierć towarzyszy na każdym kroku, którego wiersze doskonale oddają tragizm młodych ludzi, którym wojna uniemożliwiła prawdziwe życie. Czytając jego wiersze, nie sposób nie zastanawiać się, co my byśmy zrobili w sytuacji, w jakiej znaleźli się Kolumbowie, jakich wyborów byśmy dokonali i co wtedy byłoby dla nas najważniejsze. Czy interpretacja słów „Nie zabijaj!” może zmienić się wraz  z okolicznościami, jakie będą jej towarzyszyć? Czy jest to po prostu prawda uniwersalna a wojna wcale nie spuszcza na moralność zasłony dyskretnego milczenia? W „Elegii o...(chłopcu polskim)” wraz z podmiotem lirycznym zastanawiamy się nad ostatnimi słowami wiersza: „Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”, tak bardzo nastrój wiersza wpływa na emocje każąc wyobrazić sobie życie w zniewolonej ojczyźnie... Być może serce umierającego chłopca – syna narodu – pękło od ciężaru, który przerósł go, dziecko jeszcze, a który spoczywał na jego barkach od najmłodszych lat. Musiał dokonywać tak ciężkich wyborów, mierzyć się ze strachem, gdy wychodził „(...) z czarną bronią w noc”... Przemierzył „(...) po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.” – cierpi z powodu tego, do czego zmusiła go wojenna rzeczywistość, roztrząsa swoje czyny, może obawia się osądu ludzi i historii, ze smutkiem musi patrzeć na upadek wszystkiego, co było dla niego ważne...  Być może jednak śmierć spowodował nie natłok dramatycznych zdarzeń, jakich musiał być świadkiem, a „zło” z wiersza, które na zawsze zakończyło życie krótkie, a tak pełne cierpienia, „zło” celujące kulą akurat w jasne serce chłopca... Czytając poezję Krzysztofa Kamila Baczyńskiego nie mamy wątpliwości, co było częstą inspiracją jego wierszy – zdawał sobie sprawę, jak wielką niegodziwością było łamanie piątego przykazania – „Nie zabijaj”  i jak tragiczne zniszczenie siało ono w ludzkiej duszy...

            Gruntowną analizą struktury zbrodni oraz kary śmierci jako odpłaty za popełnione błędy jest piąta część cyklu filmów telewizyjnych w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego – „Dekalog V: Nie zabijaj”. Dobitnie udowadnia, że o wiele łatwiej jest patrzeć na człowieka bezpodmiotowo, bez całej złożoności jego natury – widzieć tylko zbrodnię, jakiej się dopuścił. Jedynym człowiekiem, który traktuje Jacka jak ludzką istotę a nie tylko mordercę, jest jego adwokat – Piotr, który wołając go po imieniu wykazuje, że potępia jedynie czyn, jakiego się dopuścił, nie zaś jego samego. Zdaje sobie sprawę, że nie ma prawa sądzić Jacka, którego psychika została trwale naznaczona przez tragiczne wydarzenie z przeszłości – śmierć ukochanej siostry. Nie tłumaczy ani nie usprawiedliwia okropieństwa morderstwa, jakiego dopuścił się Łazar, jednak stara się go zrozumieć, nie oceniać. Scena wykonania wyroku niepokojąco przypomina samą scenę zabójstwa – ten sam pośpiech, gwałtowność, bezsilność, strach, błaganie o litość i niezgoda na to, co ma nastąpić...

            Książką dotyczącą kwestii morderstwa, jednak nie z perspektywy ofiary, a zabójcy jest „Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego. Autor podkreśla tu współistniejące ze sobą mrok             i światłość ludzkiej duszy. Ukazuje, jak na nasze czyny wpływają okoliczności, przypadki. Jak zwykły człowiek, któremu głos sumienia w duszy krzyczy: nie zabijaj!, popełnia morderstwo, zdaje się, że wbrew wszystkiemu. Rodion Raskolnikow morduje starą lichwiarkę, a czyn swój usprawiedliwia jej społeczną szkodliwością. Pewien własnej teorii, nie przewiduje, że mścić się będą na nim własne wyrzuty sumienia, a on sam nie zazna odtąd spokoju: „Czy zabiłem tę starowinę? Nie, siebie zamordowałem, a nie ją! Ze sobą zrobiłem koniec raz na zawsze!...”. Zdaje sobie sprawę, że jego dotychczasowe poglądy są nic nie warte, próbuje wmówić sobie, że jego zbrodnia przyniosła korzyść, jednak nie potrafi sam sobie uwierzyć... Zrozumienie przychodzi zbyt późno. Człowiek nie ma prawa być sędzią, popełniając zbrodnię karze nie tylko ofiarę, ale również siebie samego. Raskolnikow nie do końca świadomie wkracza w mroczną stronę własnej duszy – wcześniej nie zdawał sobie bowiem sprawy, że „Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne: przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobna”. Przemierza  ciemne zakamarki własnego istnienia i doznaje uczuć, których wcześniej nie zaznał. Spotyka go kara – za to, że śmiał uznać, że jest ponad piątym przykazaniem, za to, że nie zastanowił się nad możliwymi konsekwencjami tego, co będzie, gdy jego teoria okaże się błędną. „Nie zabijaj” – nie masz prawa. Rodion zrozumiał to zbyt późno, zbyt późno docenił wartość życia: „(...) pewien człowiek, skazany na śmierć, na godzinę przed straceniem mówi czy też myśli, że gdyby mu wypadło żyć gdzieś na wyżynie, na skale, na takim wąziutkim upłazie, że tylko dwie stopy się zmieszczą – a dokoła będą przepaści, ocean, wieczny mrok, wieczna samotność i wieczna burza – i że ma tak pozostawać, stojąc na kwadratowym łokciu przestrzeni, całe życie, tysiąc lat, wieczność – to lepiej tak żyć niźli zaraz umrzeć! Byle żyć, żyć, żyć! Jakkolwiek – byle żyć!... Jakież to prawdziwe! Boże, jakie prawdziwe! Człowiek jest podły! I podły jest ten, kto go zwie podłym.”.

            Kolejnym z dzieł Dostojewskiego mówiącym o zbrodni będą „Bracia Karamazow”. Jest to głęboko poruszająca historia o trzech braciach, z których każdy czuje budzącą się w sobie „karamazowską” krew – namiętną, gwałtowną naturę, nie znającą żadnych granic ni zasad – bestię, którą każdy z nas ma w sobie. Po latach bracia spotykają się w domu zdegenerowanego ojca, każdy z nich przybywa w innym celu. Jednak spotkanie osób tak różnych, niepohamowanych w niczym – ani w uczuciach ani w działaniach – doprowadza do tragedii. Stary Karamazow zostaje zamordowany. Podejrzenie pada na skłóconego z nim najstarszego syna – Dymitra, który ma aż nazbyt wiele powodów, by nienawidzić ojca i pragnąć jego śmierci. W końcu, gdy wydaje się, że wszystkie okoliczności jednoznacznie wskazują, kto jest zabójcą, Dymitr zostaje uznany za winnego i skazany. Jednak, gdy spojrzenia wszystkich winowajcy szukają wysoko, w domu Karamazowa mieszka jeszcze ktoś. Lokaj Smierdiakow, który, jeśli wierzyć plotkom, jest czwartym z braci... Jego życie, pełne poniżeń i upokorzeń, kończy się niedługo po śmierci ojca – popełnia samobójstwo. Iwan, średni z braci, który mimo wykształcenia, wychowania i obycia w świecie, wydaje się mieć naturę najbardziej podobną do znienawidzonego przez to ojca, obwinia o morderstwo właśnie Smierdiakowa. Czuje się jednak za nie współodpowiedzialny, gdyż dał mu na nie milczące przyzwolenie: „Sam jeden, wraz z panem do spółki, zabiłem, hm, Dymitr Fiedorowicz zgoła jest niewinny. (...) Wtedy to pan był śmiały – „wszystko – powiada pan – dozwolone” – a teraz, jak się pan zląkł!”... Teraz targany jest wyrzutami sumienia, nie może znieść, że zamiast niego skazany został jego brat, którego nie darzył nawet większym uczuciem. Iwan zmuszony zostaje do zastanowienia się nad tym, czym kierował się w życiu „(...) prawo moralne musi natychmiast zmienić się w swoje przeciwieństwo, a egoizm oraz wszelka nikczemność byłyby nie tylko dozwolone, lecz stałyby się najrozumniejszym, najszlachetniejszym wyjściem”... Dostojewski stara się nam przekazać, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji swoich czynów: „Nie zabijaj!” – nie masz pewności czy śmierć znienawidzonej osoby nie obróci się przeciw tobie i tym, których kochasz... Stary Karamazow zabił człowieka w Smierdiakowie, niszczył wszystko czego tylko się dotknął, a człowieczeństwo mężczyzny, z którym przebywał najdłużej, ucierpiało na tym najbardziej. Następnie role się odwróciły, gdy nadarzyła się okazja, znienawidzony przez wszystkich ojciec zginął...

            „Nie zabijaj” – piąte przykazanie dekalogu jest inspiracją dla wielu twórców zarówno w literaturze jak i w filmie, jednak moim celem było przekazanie głównie wartości zawartych w sztuce pisanej, gdyż uważam, że wzbudza o wiele więcej uczuć, a dla mnie zdaje się być bardziej przekonującą. Nie ma narzuconych ram ani gotowych odpowiedzi – wszystko można zinterpretować tak, jak ma się ochotę.

            Rozważania nad piątym przykazaniem – „Nie zabijaj” – stale nurtują człowieka, goszczą w zakamarkach ludzkiego umysłu, a człowiek wciąż zadaje pytania, na które nie zawsze istnieją odpowiedzi – dlatego wciąż powstają nowe dzieła pozwalające mu poszukiwać to, co pragnie w życiu odnaleźć... Moralne postępowanie powinno wynikać z wewnętrznego obowiązku, aktu woli, który nakazuje działać tak, a nie inaczej. Właśnie to najczęściej starają się nam przekazać twórcy literaccy i filmowi – ten kto zabija innego człowieka, zabija jednocześnie sam siebie, jak twierdził słynny filozof, twórca teorii karnych – Immanuel Kant.

 



Das Weisse Band

 

W czwartek nasza klasa wybrała się do WOK „Hutnik” na projekcję nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes 2009 filmu Michaela Haneke "Biała wstążka" (Das Weisse Band).

Opowiada on o losach małej wsi gdzieś w Niemczech, rok przed wybuchem I wojny światowej. Razem z narratorem, nauczycielem w wiejskiej szkole śledzimy w nim losy kilku rodzin, które splatają się ze sobą i nieuchronnie dążą ku tragedii, która w końcu ma miejsce jako ciąg następujących po sobie przerażających zdarzeń.

Tytuł pochodzi od białych wstążek, które pastor zawiązywał swoim dzieciom na włosach lub ramionach po to, aby zawsze pamiętały, że mają żyć w niewinności.

Film jest psychologiczny, dotyka wielu kwestii. Pokazuje on m. in., na jaki grunt - zamkniętych w sobie frustratów, ludzi stłumionych, nieczułych i obojętnych - trafiła ideologia nazistowska. Mówi też o tym, jak ważne są więzi międzyludzkie i do czego doprowadza zbytnia surowość i rygor w stosunku do najbliższych. Ludzie w filmie Hanekego nie są szczęśliwi, mają być tylko posłuszni. Reżyser wskazuje konsekwencje protestanckiego wychowania, które wymusza na dzieciach bezwzględne posłuszeństwo wobec autorytetu rodziców. Dobrym przykładem jest sytuacja, w której dzieci pastora spóźniają się na kolację, w rezultacie zostaną przekonane, że zrobiły coś potwornego, wysłuchają wyrzutów ojca a na koniec pójdą spać bez kolacji i zostaną pobite. Zło, którego cząstka jest w każdym z nas, nie może być uwalniane w niewielkich ilościach w małych, codziennych sytuacjach, jest za to tłumione tak długo, że w końcu jest go zbyt wiele, szuka się kogoś słabszego i...

Z „Białej wstążki” wyciągnąć można dla siebie wiele wniosków jak i odczytywać ją na różne sposoby, pochylając się choćby nad tym, jak dzieci potrafią cierpieć przez swoich rodziców.

Od strony technicznej, film jest niesamowity. Czarno białe wyglądające jak pocztówki zdjęcia, oraz charakteryzacja i ubrania aktorów sprawiają, że naprawdę można przenieść się w ich świat . Realizmu dodaje fakt, że w produkcji niemal nie użyto muzyki. Wszystko to sprawia że film robi wrażenie i zostaje w głowie na długo.

Oglądając produkcję, przez cały czas ma się wrażenie niepokoju, narastającego napięcia. Nie zostaje one do końca jednak uwolnione w metaforycznym finale filmu. Myślę, że film Hanekemu się udał, przynajmniej mnie zmusił do myślenia o nim jeszcze jakiś czas. Wiem, że kilka osób było rozczarowanych, szczególnie zakończeniem, które jednak moim zdaniem dodaje filmowi psychologicznej głębi. Gdyby skończył się inaczej, niebezpiecznie zbliżyłby się do zwykłego kryminału - ale coś innego niż rozwiązanie zagadki jest w nim najważniejsze.

Ola



Merlin –  Inna historia.

 

 

Będzie to słynna historia.

Jedna z najsłynniejszych

Jakie słyszał świat”

 

         12 marca nasza klasa wybrała się na sztukę Tadeusza Słobodzianka – „Merlin – inna historia” wystawianą na deskach niezwykłego Laboratorium dramatu mieszczącego się w podziemiach starej, warszawskiej kamienicy.

            Gdy weszliśmy na pogrążoną w mroku widownię, zabrzmiała ciężka, metalowa muzyka podkreślająca specyficzny charakter przedstawienia, które właśnie miało się zacząć. Naprzeciw nas, na wcześniej przygotowanych krzesłach, zasiedli aktorzy w strojach, które już wtedy pozwoliły nam ocenić, że będzie to widowisko, jakiego do tej pory nie widzieliśmy...

            I tak sugestywnie przedstawiono nam wizję raju i upadku człowieka. Narodzin Syna Bożego i powstania świętego Graala. Zbawienia i ponownego upadku. Na pomoc Bogu wyruszył Szatan – narodziny jego Syna wyglądały tak, jak narodziny Chrystusa. Niepokalana Dziewica powiła Syna, jednak niedługo potem umarła. Przedtem zdołała jedynie oddać go pod opiekę Bożej Rodzicielce, Niepokalanej Dziewicy Maryi i nadać mu imię – Merlin... Rozpoczęła się kolejna próba zbawienia świata...

            Syn Szatana wykorzystał przysługującą mu z urodzenia moc ku boskiej chwale. Swe największe marzenie – stworzenie królestwa idealnego – mędrzec postanawia spełnić w krainie zwanej Brytanią. Na swej drodze spotyka dziewicę imieniem Viviana, która zostaje jego uczennicą. Żąda ona jednak przysięgi „na Niepokalaną” – Merlin ma obiecać, że nie uchybi jej we czci. W miejscu, gdzie „(...) królestwo bez króla, Ziemia rozdarta ciągłymi wojnami”, Merlin decyduje się urzeczywistnić swe marzenia. Wbija w skałę miecz Ekskalibor i zwołuje najlepszych wśród rycerzy – ten z nich, który zdoła wyciągnąć miecz, zostanie królem Brytanii. Na jego zawołanie stawiło się siedmiu rycerzy. Pięciu próbowało – lecz nie wyciągnął miecza żaden  z nich... Powiodło się rycerzowi najlichszego rodu – Arturowi. Nie zgodzili się na to rycerze  i spotkali się na wzgórzu jeszcze dwa razy. Za każdym razem wyciągnąć Ekskalibor zdołał jedynie Artur. Rycerze, zaślepieni dumą, nie chcieli uznać w nim króla. Jedynie Lancelot z Jeziora, rycerz, który nigdy nie podjął nawet próby, poznał, że jest Artur wybrańcem Boga. I wtedy „(...) uderzyli nań rycerze”, których Artur szybko podporządkowuje sobie mieczem. Zła była to wróżba – zaczynać panowanie od miecza... Nic jednak nie wskazuje na późniejsze tragiczne wydarzenia – pokonani rycerze uznają nowego króla, a córka jednego z nich – Ginewra –  zostaje jego żoną. Po nocy poślubnej ukazuje zakrwawioną dłoń symbolizująca utratę dziewictwa. Chusteczkę do otarcia spływającej po ręce krwi podaje jej Lancelot, a sposób, w jaki królowa przyjmuje podarunek już wtedy sugerował, do kogo tak naprawdę należy jej serce... By spełniło się przeznaczenie zamku Kamelot – królestwa doskonałego, król Artur tworzy Okrągły Stół „Na znak, iż rycerze, Co przy nim zasiędą Równymi sobie będą”. Wtedy z ust Viviany pada straszne proroctwo o upadku króla i całej Brytanii... Rycerze po kolei przysięgali ochronę Świętej Sprawy nawiązując do zwierząt, które każdy z nich nosił na swej tarczy.              I tak obiecali, że kolejno jak Lew, Niedźwiedź, Nietoperz, Smok, Wilk, Świnia i Jednorożec chronić będą tej, którą potem każdy z nich splami krwią... Mianowani przez króla rycerze wyruszają na poszukiwanie świętego Graala. Inicjatorem wyprawy jest Merlin, któremu Viviana obiecała swoją miłość w dniu, gdy święty Graal znajdzie się w progach królestwa. Misja więc z góry skazana była na przegraną – każdy z rycerzy, choć nieświadomie, szuka artefaktu nie tylko ze szlachetnych pobudek dopełnienia przeznaczenia doskonałego królestwa Kamelot, ale też zaspokojenia całkiem ludzkich pragnień Merlina. Każdy z nich staje do walki                    z uosobieniem własnych słabości i...przegrywa. Pokonuje potwora, lecz ponosi klęskę w kontakcie z dziewicą, co jest powodem zaniechania dalszych poszukiwań świętego Graala... Rycerze wracają do zamku Kamelot zarażeni jednym z siedmiu grzechów głównych – pychą, gniewem, zawiścią, lenistwem, chciwością, lubieżnością i nienasyceniem... Męską przyjaźń, jaka zawiązała się między Lancelotem z Jeziora a Persewalem z Walii podkreślono poprzez aspekt fizycznej miłości. Na powrót rycerzy do zamku Kamelot czeka coraz bardziej samotna królowa. Każdy z nich, oprócz Lancelota z Jeziora, powraca z przekonaniem, że został najlepszym rycerzem na świecie, a święty Graal nie istnieje. Lancelot jako jedyny milczy... Nie neguje istnienia Graala, przez co nie może uznać się za rycerza na świecie najlepszego – nie udało mu się go odnaleźć. Również Merlin umniejsza znaczenie odnalezienia Graala – podkreśla, jak ważna była droga, którą przebyli rycerze                w jego poszukiwaniu. Nie zauważa, że Siedmiogłowa Bestia wcale nie została pokonana, że żyje w każdym             z rycerzy Okrągłego Stołu... Viviana dostrzega to, na co ślepy był Merlin – znów prorokuje Brytanii upadek,                a rycerzom i królowej śmierć... Stara się chronić coraz bardziej starzejącego się Merlina przed wizją upadku jego utopii. Każdy z rycerzy pewny jest, że dotrzymał swej przysięgi, jaką złożył wobec Świętej Sprawy. Milczącego wciąż Lancelota zaprasza do swej komnaty królowa, a tam dokonuje się przeznaczenie – „(...) Jednorożec zgubił królową”. Wydarzenie to staje się powodem walki o władzę na zamku Kamelot,    bratobójczej walki rycerzy Okrągłego Stołu, w wyniku której Brytania spływa krwią... Viviana przyjmuję na się postać Srebrnowłosej Pani i ukazuje się każdemu z rycerzy i królowej w momencie śmierci –  zapisuje ich imiona w Księdze Świata jako dzieci Siedmiogłowej Bestii...  Na koniec śmierć ponosi Merlin – wciąż nieświadomy upadku swego marzenia...

            Całe przedstawienie odbywa się w rytmie mszy, sacrum miesza się z profanum. Obrzęd heretycki tylko pozornie przypomina obrządek kościelny, a rycerze imitują jedynie rytuał religijny... Modlitewne śpiewy brzmiały, zdaje się, w najmniej odpowiednich momentach. Wierzenia pogańskie mieszają się tu jeszcze               z dopiero co rozwijającym się chrześcijaństwem, czego świadectwem może być postać Viviany – dziewicy, matki – archetypicznej kobiety.

            Głównym i właściwie jedynym elementem scenografii jest umieszczony na środku sceny blaszany Okrągły Stół. Jest centrum życia w arturiańskim świecie – jednoczy idealnych rycerzy, którzy mają za zadanie stworzyć doskonałe królestwo. To, co dzieje się na nim jest głównym nurtem akcji – wydarzenia następujące poza, są właściwie tylko tłem. Jego specyficzna, blaszana budowa pozwalała aktorom na samodzielne tworzenie wszystkich dźwięków – i tak słyszeliśmy bieg nieistniejącego konia, szczęk niewidocznego miecza            i szum nierzeczywistego morza. Akustyka wnętrza roznosiła echem niesamowite brzmienie głuchych, tak realistycznych brzmień... Szokującym fragmentem sztuki podkreślającym upadek Brytanii i ideałów, dla których stworzono królestwo Kamelot, był moment, gdy Okrągły Stół spłynął krwią – jako symbol bratobójczej walki, w wyniku której śmierć ponieśli rycerze i końca Świętej Sprawy... Dookoła stołu rozstawione były metalowe krzesła – podobnie używane do tworzenia niezwykłych dźwięków i kreowania specyficznego klimatu przedstawienia. Bardzo ważnym elementem przedstawienia był też zaskakującym realizm – podpalenie stosu, na którym śmierć poniosła Ginewra...

            Aktorzy ubrani byli na wzór współczesnych motocyklistów – w skórę, ciężkie buty, porwane koszulki. Wrażenie tajemniczości, niepokoju, potęgowały zakładane na głowy kaptury przysłaniające prawie całe twarze. Czasem zaś jedynym kostiumem aktorów były namalowane na całym ciele tatuaże będące przedstawieniem zwierząt herbowych rycerzy, które były jednocześnie wyobrażeniem ich słabości, a w wypadku Ginewry                  i Viviany ozdobami przynoszącymi na myśl celtyckie symbole. Nagość i stroje aktorów podkreślała tu cechy takie jak niewinność, poświecenie lecz również lubieżność i pożądanie.

            Każdy z aktorów grający rycerzy Okrągłego Stołu w zamierzeniu miał być przystojny – i faktycznie – niektórzy wyróżniali się typowo męską postawą, inni chłopięcym urokiem, a inni melancholijną, wdzięczną urodą. Uważam, że każdy z nich doskonale sprawdził się w swojej roli i oddał główne cechy postaci oraz grzechy, którym ulegli. Jednak moją uwagę najbardziej zwrócił Michał Żurawski. Nawet, gdy Lancelot milczał, gdyż zdawał sobie sprawę ze swej samotności i porażki, jego spojrzenie mówiło wiele. Nie da się też pominąć Merlina – Jerzego R. Nowickiego, który z powodzeniem wcielał się najpierw w pełnego ideałów mędrca, dzikie bestie będące uosobieniem siedmiu grzechów głównych, a następnie umierającego starca.

            Według mnie sztuka ta ukazuje świat z męskiego punktu widzenia, gdzie nie dopuszczając do siebie żeńskiego pierwiastka, wszystko prędzej czy później sprowadzi się do krwawego rozwiązania. Przedstawia również klęskę utopii królestwa doskonałego, które nie ma szansy istnienia, gdyż nic nie jest w stanie pokonać równoczesności istnienia ciała i duszy, mroku i jasności, zła i dobra, Dionizosa i Apolla... Czyli dualizmu panującego na świecie, a który bezowocnie starał się pogodzić syn Szatana, Merlin, poczęty ku złej chwale, a który swoją moc poświęcił, by czynić dobro... Jest to sztuka ukazująca stanowisko przeciwne do stanowiska Kościoła – Dobro nie zawsze zwycięża, czasem Zło po prostu okazuje się silniejsze...

 

Olga

 

Recenzja "Śluby panieńskie"

Niedawno miałam okazję obejrzeć sztukę w reżyserii Jana Englerta opartą na utworze Aleksandry Fredry pod tytułem: " Śluby panieńskie". Spektakl ten był wystawiony w Warszawie przez Teatr Narodowy. Muszę przyznać, że ta mająca już kilkadziesiąt lat komedia jest ciągle żywa i aktualna, o czym przekonuje adaptacja Englerta. Udało mu się tak zaaranżować sztukę, że ogląda się ją z rumieńcami na twarzy i ma się wrażenie, że została napisana teraz, w dwudziestym pierwszym wieku.

 

Jak wiadomo dzieło to opiera się przede wszystkim na rozmaitych intrygach oraz na pewnych zbiegach okoliczności, które gwarantują dynamiczność, żywość i barwność akcji toczącej się przed nami. W żartobliwy i interesujący sposób przedstawia nam losy niejednokrotnie odrzucanej i nieakceptowanej przez głównych bohaterów (zwłaszcza bohaterki) miłości. Pod tą niepozorna tematyką sam autor sztuki ukrył wiele mądrości na temat miłości, która niekoniecznie ma romantyczne oblicze.

 

Dużą innowacją w interpretacji tej komedii przez Englerta było uwspółcześnienie niektórych elementów, takich jak np. stroje aktorów wcielających się w postacie utworu Fredry. Uważam, że reżyser dobrze postąpił stosując ten zabieg, gdyż znacznie ułatwiał on identyfikację odbiorców z bohaterami,, Ślubów panieńskich”.

 

Jeżeli chodzi o scenografię to była ona elementem, który bardzo mi się podobał. Składał się na nią przede wszystkim piękny dziewiętnastowieczny dworek szlachecki, który zaskakiwał swoim nadzwyczajnym realizmem. Meble oraz dodatki wypełniające wnętrze dodatkowo oddawały klimat minionej epoki.  Jednak najważniejszą częścią scenografii była łąka znajdująca się przed owym budynkiem, na której rozegrała się większa część akcji. Wokół niej znajdowały się miejsca dla publiczności która, będąc tak blisko grających aktorów, mogła bardziej wczuć się w ich sytuację oraz doznać większych emocji. Niezwykłymi pomysłami w tworzeniu tej bardzo trafnie dobranej scenografii wykazała się Barbara Halicka. Natomiast znany muzyk, Leszek Możdżer, zadbał o niezwykle nastrojową a jednocześnie tajemniczą oprawę muzyczną, która doskonale oddawała sielankowy nastrój.

 

 Jan Englert zaangażował do swej sztuki aktorów, których znamy z różnych ról w polskich produkcjach. Jedną z aktorek była Kamila Baar, która znakomicie odegrała postać Klary, kobiety z nieprzeciętnym sprytem, przebiegłej, ale i uroczej, z poczuciem humoru, umiejąca doskonale uwodzić i kokietować mężczyzn. Również dobrze swoją postać odtworzyła Patrycja Soliman grająca w spektaklu Anielę. Wykazała się aktorskimi umiejętnościami, zachowując powagę, co nie jest takie łatwe w komedii. Panią Dobrójską zagrała Halina Skoczyńska, a wuja Gustawa- Czesław Lasota, którzy świetnie wywiązali się z powierzonego im zadania, grali naturalnie i przekonująco. Teatralny Albin- Grzegorz Małecki,  niepotrafił znaleźć sobie żadnego kąta, gubił się w intrygach knutych przez Gustawa, czym wzruszał i rozśmieszał. Przystojnego Gustawa, który był nałogowym podrywaczem kobiet i niespokojną duszą zagrał Marcin Hycnar, który z pewnością udowodnił, na co go stać.

 

Adaptacja Jana Englerta nie może zostać nazwana jakąś prostą przenośnią obowiązkowej lektury na obraz teatralny, jest zdecydowanie głębsza i pouczająca, niż jakiś skrypt czy ściąga. Reżyser chciał ukazać, że historie pojawiające się w tym spektaklu mają miejsce w życiu codziennym. Uświadamia nam, że warto czekać na prawdziwą miłość.

 

Spektakl bardzo mi się podobał. Wszystkich zapraszam do obejrzenia,,Ślubów panieńskich” na deskach teatru, gdyż jest to niesamowite przeżycie, które skłania nas do refleksji nad własnym życiem oraz miłością, która chyba nie zawsze musi mieć romantyczny wymiar, aby dać nam spełnienie…
karolina


 

"Zaliczenie. Lekcja."


 

 

Całkiem niedawno, tj. 17.02, nasza klasa wraz z klasą If i Ie, wybrała się na wycieczkę do Warszawy. Celem wyjazdu było m.in zapoznanie się z historią Grobu Nieznanego Żołnierza, jednak głównym punktem planu, było obejrzenie spektaklu w teatrze Stara ProchOFFnia pt. "Zaliczenie. Lekcja"

     Spektakl ten został utworzony na podstawie noweli filmowej "Zaliczenie" Krzysztofa Zanussiego oraz "Lekcji" Eugène'a Ionesco, w przekładzie Jana Błońskiego. Pokazuje on dwie konwekcje teatralne: spotkanie studenta z surową panią profesor oraz konfrontację uczennicy ze straszym penem prosfesorem. Oba spotkania, mające na celu zaliczenie ezaminów, pokazują nam dwa oblicza ludzkiej natury.

     Przedstawienie wywołało wśród nas pozytywne emocje, bliski kontakt z aktorami pozwolił nam na lepsze zrozumienie treści widowiska. Szczególnie bliskiego "kontaktu" doznały osoby siedzące w pierwszym rzędzie, gdy zgasło światło, jednej z naszych koleżanek został zdjęty but, a innym razem resztki jabłka wylądowały na odzieży kolejnej uczennicy. Mimo tak bezpośredniego i niekonwencjonalnego zachowania, nikt nie doznał negatywnych odczuć, wręcz przeciwnie, wywołało to rozbawienie wśród publiczności. Pomimo ubogiej scenografii, przedstawienie było bardzo efektowne, uroku dodawała mu ścieżka dżwiękowa. Widowisko pokazało nam, inną stronę edukacji. Spojrzeliśmy na relację uczeń- nauczyciel z perspektywy widza i... śmialiśmy sie z samych siebie!

    Po zakończeniu spektaklu i długich owacjach, mieliśmy przyjemność porozmawiać z aktorami, z wielką pasją opowiadali nam o zaletach i wadach swojej pracy, tych pierwszych było więcej. Dowiedzieliśmy się również, wiele ciekawych rzeczy o obejrzanym przedstawieniu jak i o działalności teatru. Artyści byli otwarci na nasze pytania i zaproponowali mozliwość udzielania lekcji z aktorstwa. Każdy z nas był mile zaskoczony, a z teatru wyszliśmy pełni pozytywnych wrażeń.

natalia




 

Recenzja "Rewers"

Rewers jest jedną ze stron jakiegoś zdobionego przedmiotu płaskiego, pokrytego jedno- lub dwustronnie malowidłem. Ważniejszą stroną jest awers, natomiast rewers zawiera treści uzupełniające lub też jest po prostu "plecami" danego przedmiotu. W znaczeniu bardziej ogólnym awers to strona przednia czegoś, zwana też w tym znaczeniu stroną "prawą", a rewers to strona tylna zwana też "lewą".

„Rewers”, to również polska czarna komedia w reżyserii Borysa Lankosza. Opowieść snuta przez główna bohaterkę, Sabinę. Pracuje ona w wydawnictwie poetyckim, a jej głównym zainteresowaniem, prócz szukania męża, jest polska poezja. Matka Sabiny, to kobieta opiekuńcza, lecz jednocześnie zastraszona przez ówczesny system. W domu wyrazistszą postacią jest przykuta chorobą do łóżka babcia, która wyraźnie trzyma pieczę nad tym, co dzieje się w domu.

Codzienność tych trzech kobiet wygląda dość monotonie, wszystkie skupiają się na znalezieniu kandydata na męża dla Sabiny. Pierwszym, który pretenduje jest ułożony księgowy Józef. Niestety wkrótce okazuje się, że nie stroni on od alkoholu, a maniery zostawił gdzieś dawno za sobą. Jak z podziemi pojawia się w życiu bohaterki Bronisław. Niczym przedwojenny gentelman w prochowcu odprowadza Sabinę do domu, ochraniając ją przed ulicznymi opryszkami. Tak rozpoczyna się romans, romans pozornie jak ze snów.

                W filmie prócz głównego wątku miłosnego, przewija się motyw monety. Niezwykłej monety, bo z napisem „Liberty”, co oznacza wolność. Za posiadanie tak cennego kawałka metalu rodzinie grozi niebezpieczeństwo. Mimo namów rozsądnej matki, Sabina postanawia ją zatrzymać. By jej postępek nie wyszedł na jaw, Sabina ukrywa go w, jak jej się zdaje, najbezpieczniejszym miejscu - we własnym żołądku…

                Film to swoista czarna komedia pełna zawirowań i nawiązań do tytułu. Rewers możemy odnaleźć w wielu elementach świata przedstawionego w filmie Lankosza: drugą stroną marzeń o romantycznej miłości jest brutalna prawda o podłości wybranka, życia i młodości – starość i śmierć, miłości – pogarda prowadząca do zabójstwa. Akcja filmu, rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych, w czasach głębokiego stalinizmu, czyli w latach 50. oraz współcześnie. Jedynym słabym punktem produkcji był sceny rozgrywające się w dzisiejszej, kolorowej Warszawie. Przejście do czasów współczesnych zostało potraktowane zbyt obcasowo. Co więcej powielono stereotyp samotnie wychowującej dziecko matki, której syn okazał się homoseksualistą.

Warto zwrócić uwagę na konwencję, w jakiej został przedstawiony film. Odważnym posunięciem było nakręcenie go na wzór przedwojennych czarno-białych produkcji. Podkreśla to filmowanie z perspektywy dzisiejszych realiów, ładnie łączy się, z już kolorowymi, scenami współczesnymi. W filmie pokazane są sceny z kronik polskich, przemarsze przez miasto czy wybory. Po raz kolejny postawieni zostaliśmy w roli podglądacza.

                „Rewers” nie bez kozery zasługuje na miano komedii, w wielu partiach zaskakuje nas trafnością i wyrafinowaniem dowcipu. Szczególnie zabawna wydała mi się scena, gdy Sabina z Bronisławem ląduje w kinie. On wciąż zgrywa kochającego twardziela, ona poddaje się mu z usmiechem. Czułam, że jest on bardzo polski, nie tylko pod względem fabuły ściśle związanej z naszą historią, ale również mentalnością ludzi. Film pokazuje, jak na przestrzeni lat, pod wpływem zawirowań historycznych zysujemy nową osobowość jako społeczeństwo. To, że okazał się sukcesem, nie ulega wątpliwości. „Rewers” otrzymał główną nagrodę na 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Złote Lwy. Agata Buzek uzyskała nagrodę dla Najlepszej Głównej Roli kobiecej, Borys Lankosz natomiast nominacje do Paszportu Polityki za reżyserię.

migotka


 

Recenzja z przedstawienia pt. „Świętoszek”


Dania 7 grudnia spotkaliśmy się całą klasą w Domu Kultury „Hutnik”. Czekał tam na nas prawie dwugodzinny spektakl pt. „Świętoszek” Moliera, jednego z najwybitniejszych komediopisarzy francuskich.

Po zgaszeniu świateł, nastąpiła, chyba każdemu znana, chwila oczekiwania i zaciekawienia. Blask świateł i już po kilku sekundach oglądaliśmy aktorów ubranych nie tylko w kostium swojej postaci, ale również w jej myśli, cechy charakteru i zachowania.

Podczas spektaklu poznaliśmy dwóch głównych bohaterów: Turtuffe`a, tytułowego Świętoszka, okazuje się on uosobieniem hipokryzji oraz Orgona, głowę rodziny, który padł ofiarą intryg Turtuffe`a. Inni bohaterowie to Elmira, druga żona Orgona, w której Świętoszek potajemnie jest zakochany. Damis, syn Orgona, przejrzał on niegodziwe zamiary oszusta, ojciec jednak nie jest wrażliwy na przestrogi syna. Poznajemy również Mariannę, którą, ku jej rozpaczy, ojciec chce wydać za mąż za Turtuffe`a. Ważną rolę w sztuce odgrywa pokojówka Marianny, Doryna. Razem z Elmirą chcą uświadomić Orgonowi prawdziwe zamiary Śwętoszka, knując własną intrygę przeciwko niemu.

Oglądając spektakl, nie sposób było, nie zauważyć ciekawej scenografii. Po dwóch stronach sceny ustawione były makiety z atrapami okien, dodatkowo po prawej stronie pojawił się krzyż, który był istotnym rekwizytem, ponieważ przypominał o hipokryzji i dewocji bohaterów. W centralnej części sceny znajdował się stół, który, pomógł zdemaskować tytułowego bohatera. Ciekawym elementem scenografii było nasuwająca skojarzenie z lustrem okno. Patrząc na nie, widzieliśmy zdeformowane postacie. Sądzę, że był to zamierzony sposób, aby zaciekawić widza poprzez ukryte przesłanie. Dzięki niemu mogliśmy dostrzec fałszywe oblicze Turtuffe`a, który swoja przebiegłość, bezwzględność oraz chytre plany w dążeniu do celu ukrywa pod maską obłudy i fałszywej pobożności.

Spektakl uważam za udany. Mam również nadzieję, że tych, którzy jeszcze nie przeczytali „Świętoszka”, przedstawienie przekonało, że warto sięgnąć po tę ciekawą, czasami zaskakująca komedię.
Ania

ŚLUBY PANIEŃSKIE

 

        15 stycznia był dniem, w którym po raz pierwszy nasza klasa wspólnie przekroczyła progi teatru. Wcześniej, po kilku naradach, razem wybraliśmy „Śluby panieńskie” – sztukę autorstwa Aleksandra Fredry wystawianą na deskach Teatru Narodowego w Warszawie.

            Już samo wejście na widownię przez drzwi szlacheckiego dworku wprowadziło nas w niezwykły klimat, jaki towarzyszył nam przez cały spektakl i odseparował od „zwykłego” świata, który pozostawiliśmy za sobą. Aby zasiąść na swoim miejscu, przeszliśmy przez zieloną łąkę porośniętą najprawdziwszą trawą. Fotele rozstawione były dookoła „sceny” potęgując wrażenie rzeczywistości i naturalności zdarzeń, jakie miały za moment nastąpić.

            Zgasły wszystkie światła, zapanował mrok i zabrzmiała delikatna muzyka, która przez cały spektakl subtelnie podkreślała pewne elementy sztuki, nadając im symbolicznego znaczenia i żartobliwej lekkości.

            Perypetie miłosne bohaterów „Ślubów panieńskich” obserwujemy z perspektywy Radosta – starszego już człowieka, który przed laty stracił swoją szansę na szczęście u boku ukochanej osoby. Przygląda się on szalonym miłosnym rozgrywkom z pewną wyrozumiałością dla młodzieńczych wybryków, ale i żalem, że ludzie, którzy mają jeszcze okazję, by poznać, czym jest prawdziwa miłość,  nie potrafią należycie docenić jej wartości. W Radosta wciela się Jan Englert, który jako reżyser sztuki , wkłada w usta swojej postaci słowa wypowiadane przez Fredrę w „Zapiskach starucha”, gdzie pobrzmiewa gorycz i smutek odchodzenia.  Jego prawdziwa, oszczędna gra sprawia, że kreacja, którą stworzył zostaje                w pamięci na długo i zmusza do zastanowienia się nad bolesnym zderzeniem doświadczenia starości a brawurową, często szaleńczą, ideologią cechującą młodość...

            Fabuła „Ślubów panieńskich” osnuta jest wokół młodocianych feministycznych zapędów Anieli i Klary. Są one wychowankami pani Dobrójskiej, niespełnionej miłości Radosta. Postanawiają nigdy nie wychodzić za mąż, nienawidzić ród męski i utrudniać mu życie, jak tylko się da. Tak naprawdę jednak dziewczęta pragną miłości, nienawiść przychodzi im z trudem, bo z kręgu tych, do których poprzysięgły czuć niechęć wykluczają coraz to kolejnych mężczyzn. Spokojne życie dziewcząt burzy przybycie Gustawa – siostrzeńca Radosta, który wraz z panią Dobrójską postanowił połączyć swoje losy, jeśli nie przez małżeństwo własne, to chociaż dwójki ukochanych dzieci. Duma Gustawa zaś, młodzieńca przystojnego, nawykłego do otrzymywania tego, czego tylko zapragnie, nie może znieść stanowczej odmowy padającej z ust delikatnej, spokojnej Anieli. Gdy dociera do niego to, że jest ona dla niego niedostępna, rodzi się w nim pragnienie zdobycia jej, a wreszcie prawdziwa miłość – uczucie, którego porywczy młodzieniec do tej pory nie poznał. Tworzy intrygę mającą przekonać do niego Anielę, zmusić ją do złamania ślubów, i uświadomić, że tak naprawdę potrzebuje do szczęścia miłości, którą on właśnie może jej dać. Przebiegły Gustaw wszystkie swoje plany opiera na tym, że najbardziej pragniemy tego, co jest dla nas nie do zdobycia... W swoje intrygi wplątuje inicjatorkę ślubów – zbuntowaną Klarę, która za maską pogardy dla mężczyzn skrywa chęć bycia ciągle w centrum uwagi i zainteresowania oraz bezgranicznie, ale nieszczęśliwie zakochanego w niej Albina gotowego zrobić wiele, by ją zdobyć. Gustaw za punkt honoru stawia sobie złamanie oporu upartych dziewcząt...

            W roli swawolnego, łamiącego wszelkie zasady młodzieńca mogliśmy oglądać Marcina Hycnara, który doskonale wcielił się w swoją rolę, odwzorował wewnętrzną przemianę bohatera i sprawił, że Gustaw jest dla nas uosobieniem młodzieńczej przekory                 i brawury. Jego żywiołowa gra nie pozwała oderwać wzroku od postaci, którą wykreował – bezwstydniej, charyzmatycznej, a jednocześnie czułej i delikatnej.

            Rolę ukochanej Gustawa powierzono Patrycji Soliman. Jej Aniela jest dla nas dzieckiem-kobietą, niepewną tego, jaką drogę w życiu wybrać. Jest subtelna, cicha, na początku wydawałoby się, że podporządkowana woli Klary, jednak z czasem zauważamy, że jest na swój sposób stanowcza i niezależna. Wrodzona dobroć, która tak zauroczyła Gustawa, i obawa przed urażeniem uczuć innych ludzi często wstrzymują ją jednak przed pochopnym działaniem. Rola Patrycji Soliman stanowi doskonałe przeciwieństwo dla gwałtownej postaci Gucia, jej gra jest pełna emocji, wyważona, choć momentami przerysowana, by podkreślić przepaść dzielącą Anielę z jej ukochanym.

            Kamila Baar to żywiołowa, spontaniczna Klara, której mimo maski pozornej nienawiści i lekceważenia, zależy na zainteresowaniu mężczyzn. Chce być ciągle zauważaną, pożądaną. Kamila Baar w pełni oddaje się roli konkretnej i całkowicie zdecydowanej Klary                i dosłownie „rzuca” się po scenie będąc doskonałym odwzorowaniem dziewczyny, która nie przejmuje się uczuciami innych, wręcz bawi się nimi. Jej postać była zagrana zabawnie, wesoło, momentami ironicznie i prześmiewczo.

            Albin to typowy malkontent, parodia bohatera romantycznego, który wciąż wzdycha            i zalewa się łzami z powodu swojej niespełnionej miłości. Kreacja Grzegorza Małeckiego była jedną z najzabawniejszych w tej komedii, a charakterystyczny gest powitania                           i pożegnania, jaki towarzyszył mu, gdy zjawiał się na scenie, będzie w naszej pamięci jeszcze przez długi czas. Doskonale ukazywał swojego bohatera jako kompletnego nieudacznika               w sprawach miłosnych, przeciwieństwo Gustawa, którego zachowanie wydawało mu się niemożliwe do osiągnięcia i odwzorowania, a które było przecież jedyną drogą do osiągnięcia sukcesu.

            W roli pani Dobrójskiej mogliśmy oglądać Halinę Skoczyńską, która patrzyła na miłosne perypetie bohaterów pobłażliwym wzrokiem doświadczonej kobiety, która już wie, co jest w życiu najważniejsze...

            W przedstawieniu występowała jeszcze postać zdaje się, że nieobecna w sztuce Fredry. Była nią wiejska dziewczyna, służąca, grana przez Dorotę Rubin. Jest ona pierwszą „rozrywką” Gustawa, jaką znalazł na wsi. Budzi nieodmiennie zainteresowanie mężczyzn              i niechęć kobiet, jednak nie wypowiada w sztuce ani słowa. Jest jedyną osobą, dla której koniec nie jest szczęśliwy – cierpi, gdy Gustaw całkowicie traci nią zainteresowanie.... Jej nieodłącznym atrybutem są czerwone buty, które miała na nogach tylko raz – w chwili, gdy była z Gustawem. Sprawia wrażenie, jakby miała nadzieję włożyć je po raz kolejny...

            Stroje postaci były uwspółcześnione. Czy było to wadą czy zaletą? Trudno mi to stwierdzić. Ubrania dostosowane do epoki, w jakiej tworzył Fredro być może utrudniłyby nam identyfikację z bohaterami sztuki, którzy są przecież tak do nas podobni. Jednak czy przez ten zabieg sztuka nie utraciła swojego pierwotnego, szczególnego charakteru...?

            Przedstawienie bardzo mi się podobało, jako spektakl ukazujący szczęście możliwe we dwoje, w porozumieniu dwóch bratnich dusz, jednak ilustrujący prawdę na temat trudów  lawirowania w życiu pełnym niedopowiedzeń i miłości, w której nic nie jest takie, na jakie wygląda...

Olga

 

 

 


Dzisiaj stronę odwiedziło już 19 odwiedzający (27 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja