Faust
Johann Wolfgang Goethe
(fragmenty)
Prolog w niebie
[...]PAN
A Fausta znasz'?
MEFISTOFELES
Doktora?
PAN
Sługę mego!
MEF1STOFELES
Ba, służy ci on w sposób osobliwy.
Nie ziemską strawą się ten głupiec żywi.
Jakiś go ferment gna przed siebie,
Szaleństwa swego jest na wpół świadomy.
Gwiazd najpiękniejszych chce na niebie,
Na ziemi zaś rozkoszy niezliczonych,
I czy coś blisko, czy też w oddaleniu,
Nic go nie zadowala w tym pragnieniu.
PAN
Choć teraz jeszcze służy mi pokrętnie,
To wkrótce go powiodę ku jasności.
Ogrodnik wie, gdy drzewko rośnie pięknie.
Ze kwiat i owoc zwieńczą je w przyszłości.
MEFISTOFELES
Założę się, że się zawiedziesz srogo,
Jeżeli dasz mi pozwolenie,
Bym poprowadzić mógł go moją drogą!
PAN
Jak długo jego ziemskie trwa istnienie,
Tak długo złego słowa ci nie powiem.
Bo póty błądzi, póki dąży człowiek. [...]
Tragedii część pierwsza
Noc
W wysoko sklepionym, wąskim gotyckim pokoju Faust wierci się niespokojnie na stołku przy pulpicie.
FAUST
Oto zgłębiłem już sekrety
Ach, filozofii, prawa, medycyny,
I teologii też, niestety.
Przestudiowałem te dziedziny,
Lecz chociaż tyle się trudziłem,
To głupi jestem, tak jak byłem!
Magistrem tytułują mnie, doktorem!
I dziesięć lat już moich uczniów sforę
Wodzę za nos raz tędy, raz owędy,
W skos, wspak i nie wiem już którędy
I widzę: wiedzieć nic nam nie jest dane!
Ta myśl mi w sercu wypaliła ranę.
Jestem wprawdzie mądrzejszy od tych tam fircyków, Doktorów i magistrów, klech i pisarczyków,
Nie dręczą mnie skrupuły, wyrzuty sumienia,
Nie boję się diabła, piekła, potępienia -
Za to też wszelką radość mam wydartą,
Nie łudzę się, że wiem coś, co naprawdę warto,
Ani że mógłbym czegoś uczyć ludzi,
Jakąś drogę im wskazać, dobro w nich obudzić.
I żebym chociaż zbił majątek przy tym,
Korzystał z uciech, opływał w zaszczyty!
Takie życie i psu by się sprzykrzyło!
Więc teraz tylko już na magię liczę,
Ze dzięki duchom, słowom ich i siłom,
Objawią mi się sprawy tajemnicze.
Żebym nie ględził w pocie czoła
O tym, o czym nic nie wiem zgoła.
Chcę pojąć, na czym stoi świat,
Jego przyczyny i zalążki,
Poznać wewnętrzny jego ład
I w kąt odrzucić wszystkie książki. […]
Pracownia
[…] MEFISTOFELES
Kłaniam się uczonemu panu nisko! [...]
FAUST
Jak się nazywasz? […]
MEFISTOFELES
Cząstką tej dziedziny,
Co zła wciąż pragnie, a dobro wciąż czyni.
FAUST
A mówiąc prościej i bardziej do rzeczy?
MEFISTOFELES
Jestem tym duchem, który zawsze przeczy!
I bardzo słusznie, bo wszelkie istnienie
Zasługuje wyłącznie na zniszczenie.
Najlepiej żyłoby się w pustym świecie.
Więc wszystko to, co grzechem zwiecie,
Rozkładem, złem po prostu, dnem, dołem,
Moim właściwym jest żywiołem.
FAUST
Cząstką jesteś, powiadasz. Aleś jednym ciałem?
MEFISTOFELES
Skromną ci prawdę, panie, powiedziałem.
To człowiek, ten błazeński światek, on jedynie
Za całość ma się w swojej łepetynie.
Ja jestem cząstką części, co wszystkim wpierw była,
Cząstką ciemności, co światło zrodziła […]
Chcąc, by się twoja skończyła żałoba,
Zjawiam się tutaj jako panicz młody,
W czerwonym stroju ze złocistą lamą,
W jedwabnym, modnie skrojonym płaszczyku,
Z piórkiem kogucim na kapelusiku
I długą, ostro zakończoną szpadą,
I jeśli mogę ci posłużyć radą,
To powinieneś ubrać się tak samo,
Żebyś swobodny, lekki w tym okryciu
Prawdy dowiedział się o życiu.
FAUST
W każdym ubraniu będę czuł boleśnie,
Jak mnie to ciasne, ziemskie życie dławi.
Za stary jestem, by się tylko bawić,
Za młody, by o niczym nie śnić.
Co może świat mi jeszcze ofiarować?
Masz wyrzec się, zapomnieć, zrezygnować! […]
Budzę się rano z przerażeniem
I bliski płaczu wiem na pewno,
Że ani jedno znów marzenie
Nie spełni mi się, ani jedno!
Najmniejszy nawet błysk radości
Krytyka gasi mi zgorzkniała,
Nic wobec głupiej codzienności
Mój twórczy pęd nie może zdziałać. [...]
Jak więc ciężarem jest dla mnie istnienie,
Życie ohydą, a śmierć wybawieniem. [...]
MEFISTOFELES
[...] Zawrzyjmy pakt, a w ciągu kilku godzin
Olśnię cię moją sztuką, chcę ci bowiem
Dać to, czego nie widział żaden człowiek. […]
FAUST
Jeśli się kiedyś w gnuśnym śnie pogrążę,
To niech przepadnę w jednej chwili:
Jeśli mnie kłamstwem w wir rozkoszy wciągniesz,
Jeśli pochlebstwem zdołasz mnie tak zmylić,
Że zacznę się zachwycać sobą samym,
To dokąd zechcesz, za tobą podążę:
Cóż, zakład stoi?
MEFISTOFELES
Zgoda!
FAUST
Przybijamy!
Jeżelibym zawołał kiedy:
Trwaj, chwilo, jakże jesteś piękna!
To spętaj mnie i porwij wtedy,
Niech nić mojego życia pęka
I niechaj śmierci biją dzwony!
Czas wtedy twojej służby minie.
Niech zegar stanie i wskazówki zwinie,
Żywot mój będzie zakończony! […]
Piwnica Auerbacha w Lipsku
Pijatyka wesołych kompanów.
[…] Wchodzą Faust i Mefistofeles.
MEFISTOFELES
Chcę cię wprowadzić przede wszystkim
W wesołe życie towarzyskie.
Przekonasz się, że żyć nie trzeba w męce.
Dla nich tu każdy dzień to jedno święto więcej.
Bezmyślnie, lecz przyjemnie i wesoło
Kręci się każdy tutaj wkoło,
Jak młody kot, gdy własny ogon goni,
I jeśli tylko w głowie im nie dzwoni,
A karczmarz ich na kredyt żywi,
To są beztroscy i szczęśliwi. […]
Ulica
Faust. Małgorzata przechodzi koło niego.
[…] FAUST
Na Boga, cóż to za ślicznotka!
Czym w życiu kiedyś taką spotkał?
Skromna wydaje się, cnotliwa.
A przy tym wcale niepłochliwa. [...]
Wchodzi Mefistofeles.
FAUST
Musisz ją dla mnie zdobyć! [...]
MEFISTOFELES
Mówisz jak jakiś sobiepanek,
Który po każdy sięga wianek,
Myśląc, że nie ma takiego dziewczęcia,
Które nie byłoby do wzięcia.
Ale nie zawsze wolno wszystko.
FAUST
Mój ty magistrze moralisto,
Daj ty mi spokój z zasadami!
Oświadczam ci, że jeśli ona,
Ta moja słodka, wymarzona,
Nie zaśnie dzisiaj w mych ramionach,
To o północy koniec z nami. [...]
Przełożył Jacek Stanisław Buras
Mefistofeles, czyhając na duszę Fausta, spełnia jego kolejne żądania. Faust odzyskuje młodość, zdolność poruszania się w czasie i przestrzeni, rozkochuje w sobie młodziutką Małgorzatę. Ich miłość pociąga jednak za sobą kolejne tragedie. Z ręki Fausta ginie niechętny mu brat dziewczyny, Małgorzata przyczynia się do śmierci matki, podając jej przed udaniem się na schadzkę zbyt silny środek nasenny, w końcu popełnia zbrodnię: w panice topi dziecko urodzone ze związku z Faustem. Część I kończy się wizją Fausta w więzieniu, w którym obłąkana Małgorzata czeka na egzekucję i powierza się Bogu. Głos z nieba ogłasza jej ocalenie i wyrywa spod władzy Mefista.
Tragedii część druga
Ta część tragedii jest bardziej skomplikowana niż pierwsza - obfituje w alegorie, opisuje marzenia i przemyślenia bohatera, jej akcja toczy się w trzech okresach historycznych: w średniowieczu, starożytności i w czasach Goethego. Faust w ciągłym dążeniu do poznania i szczęścia wędruje przez stulecia, zdobywając kolejne doświadczenia. Wreszcie postanawia działać dla dobra ogółu. Na wydartej morzu ziemi chce osadzić idealne społeczeństwo.
Stary Faust, oślepiony tchnieniem Troski, każe robotnikom zabrać się energicznie do ukończenia rozpoczętych prac. Lemury na zlecenie Mefistofelesa kopią grób. Przed śmiercią Faust wygłasza monolog, w którym roztacza swoją wizję przyszłości.
FAUST
Otworzyć chcę przestrzenie dla milionów,
Niepewne wprawdzie, ale wdzięczne pole;
Zielone niwy dostarczają plonów
I człowiek nową stwarza sobie dolę,
Oparty o to wzgórze, które siłą
Zabiegłych tłumów tu się napiętrzyło.
Gdy naokoło ziemski będzie raj,
To niechaj fala pożre brzegu skraj.
I niech go płucze, żeby wtargnąć w ląd
Zbiorowa praca wstrzyma wartki prąd.
Tak, prawdę całą słów tych silnie czuję,
To ostateczne jest mądrości zdanie:
N a życie i swobodę zasługuje
Ten tylko, komu walczyć przyjdzie za nie,
Więc otoczony niebezpieczeństwami,
I mąż, i starzec działa tu wraz z nami...
O, jeśli zdołam, choćby z ciężkim trudem,
Na wolnej ziemi z wolnym stanąć ludem
I jeśli trud ten życie mi omili,
Wyrzeknę wtedy do przelotnej chwili:
Trwaj, piękną jesteś!...
Ślad mych ziemskich plonów
Wszak nie rozpłynie się i w mgle eonów.
W przeczuciu błogiem nadziemskiego bytu,
Już teraz wznoszę się do szczęścia szczytu.
Pada martwy. Lemury składają go na ziemi.
Przełożył Ludwik Jenike, 1887
Faust umiera, wypowiedziawszy słowa: "Trwaj [chwilo], piękną jesteś!". Dotyczą one wprawdzie jego marzeń o przyszłości, a nie danej chwili, ale padają, więc Szatan wygrywa zakład, zawarty w części pierwszej dramatu. Nie on porywa jednak duszę Fausta, unoszą ją Aniołowie, mówiąc:
[…] Już świata duchów człon w swym śnie
Złych sił wyrwany sforze:
"Kto wiecznie dążąc trudzi się,
A zwłaszcza gdy miłości żar
W nim z wyżyn skrę swą niecił,
Radosnym pędem szczęsnych chmar
Wybiegniem mu naprzeciw. […]
Przełożył Feliks Konopka
Johann Wolfgang Goethe pracował nad Faustem niemal 60 lat z przerwami. Cały utwór liczy ponad 12000 wersów; część I została wydana w 1808 r., część II (ukończona w 1832 r.), zgodnie z życzeniem pisarza, po jego śmierci w 1833 r. Dzieło jest testamentem duchowym poety, sumą jego poglądów filozoficznych, doświadczeń i myśli. Postać tytułowego bohatera zaczerpnął Goethe z legendy o uczonym czarnoksiężniku, który zawarł pakt z diabłem, a którego prototypem był Johann (albo Georg) Faust (ok. 1480-1536), wędrowny lekarz oskarżony o czary. Pierwszym dramatem o Fauście była tragedia poety angielskiego Christophera Marlowe'a (1564-1593), której bohater walczy z Bogiem, dążąc do poznania i wiedzy. Motyw Fausta podejmowali później inni pisarze, m.in. Tomasz Mann w powieści Doktor Faustus (1947). Faust jest także tematem wielu utworów muzycznych (m.in. Berlioza, Gounoda, Liszta, Wieniawskiego).
Giaur
(fragmenty)
[...] Kto tam grzmi konno po skalistej drodze?
Wygięty naprzód, na wiatr puścił wodze,
Kopyt tętenty jak grzmoty po grzmotach
Wciąż budzą echa drzemiące po grotach.
Koń jak kruk czarny, a na bokach piana,
Jak gdyby świeżo z morza zszumowana.
Wieczór już uśpił fale morskich toni,
Ale nie serce tej dzikiej pogoni.
Groźnie na jutro niebo się zachmurza,
Ale groźniejsza w sercu Giaura burza. [...]
***
Ponury Hassan z haremu ucieka,
Pieszczot, widoku kobiet się wyrzeka.
On w lasach trudy myśliwców podziela,
Ale nie może dzielić ich wesela.
-Dawniej polować nie miał we zwyczaju,
Póki Leila mieszkała w seraju
Dziś, czy Leila uszła? czy nie żyje? –
Hassan wie tylko, lecz sam w sobie kryje.
Różne powieści krążą między gminem
Słychać, że uszła z Wenecyjaninem. [...]
***
[...] "Znam go, znam Giaura, wściekły Hassan woła,
Znam go, poznałem ze smagłego czoła,
Poznałem czarne, złowrogie źrenice,
Jego nikczemnej zdrady pomocnice; [...]
Podły odstępco twojej podłej wiary!
Teraz cię turban nie zbawi od kary.
Gdziemkolwiek spotkał, w jakiejkolwiek chwili,
Dobrze, żem spotkał zdrajcę mej Leili." [...]
Z piersią przebitą i otwartą ciosom,
Barkami na wznak, twarzą ku niebiosom,
Tak leżał Hassan - oczy już zbielały,
Jeszcze otwarte, Giaura wyzywały.
Giaur stanął nad nim i w Hassana lice
Utopił równie straszne dwie źrenice.
"Tak! tyś pochował w falach mą Leilę,
Jam cię pochował w czerwonej mogile.
Jej duch kierował mieczem; jej morderca
Uczuł raz pierwszy, co to jest ból serca; [...]
Jam spełnił swoje, zemścił się nad tobą.
A teraz, dalej - w świat - jadę sam z sobą". - [...]
***
Jak ten się zowie kalajor ponury? –
Twarz mnie znajoma - raz go napotkałem
W ojczyźnie mojej; leciał między góry
Na dzielnym koniu, pominął mnie cwałem;
Leciał, jak tylko zdoła koń wyskoczyć,
Oblicze jezdca ledwie mogłem zoczyć
Lecz widać było z twarzy i wejrzenia,
Że go opętał duch złego sumnienia.
Nie chciałbym nigdzie zdybać takiej twarzy,
Bo złą jest wróżbą spotkanie zbrodniarzy.
I teraz strasznie wygląda ten człowiek,
Jak gdyby śmierć mu patrzyła spod powiek.
Sześć lat minęło, jak przybył w te strony.
W szedł do klasztoru, czy światem znudzony,
Czy za grzech jakiś pokutę odprawia,
Ale przed nikim grzechu nie objawia.
Nigdy on w ławkach podczas mszy nie siedzi,
Nie chodził ani razu do spowiedzi,
Ani się kłania przed Bogarodzicą,
Ani przed ołtarz idzie z kadzielnicą:
Dni całe siedzi zamknięty w ukryciu. [...]
Często on marzy, bezprzytomnie gada
O pięknej pannie, która w morze wpada,
Słyszy szczęk mieczów, strzały nad opoką
I widzi Turka konające oko.
Ilekroć na tym wierzchu skały stawa,
Grozi mu z dołu jakaś ręka krwawa,
On sam ją widzi i, czyja, pamięta;
Ręka pałaszem od ciała odcięta
Wystaje z ziemi i kiwa nań w dali,
Ażeby skoczył ze skały do fali.
***
[...] Jeżeli zły duch czasem sobie sprawia
Człowieczą postać, on tak się objawia.
Te oczy jego, na słowo kapłańskie,
Nie są niebieskie ni ziemskie - szatańskie!
***
[Spowiedź Giaura]
[...] „Moje dni krótkie na płaczu padole,
Obfite w rozkosz, lecz płodniejsze w bole
Przecież pomiędzy rozkosze i trudy
Przeszedłem życie nie doznawszy nudy;
Na ucztach, w bojach, z kielichem, z kindżałem,
Zawsze spokojność gnuśną pogardzałem.
Dziś nic nie kocham ani nienawidzę,
Pychy nie czuję, nadziei nie widzę; [...]
Wkrótce się wszystko skończy tak, jak życzę,
Zasnę w mogile, nie marząc, czym byłem;
Choć moje życie zda się tak zbrodnicze,
Gdybym mógł odżyć, żyłbym tak, jak żyłem. [...]
Kochałem, ojcze - o, nie - ubóstwiałem
Lecz to są słowa, słowo często kłamie
Ja miłość moją czynem pokazałem:
Przypatrz się rdzawej na tym mieczu plamie,
To jest krew dawna, dotąd się nie starła,
Przelana dla tej, co dla mnie umarła.
Krew ta dobyta z serca mego wroga.
Nie trwoż się, księże, nie wznoś rąk do Boga,
Za grzech zabójstwa nie lękam się kary,
Wróg mój był także wrogiem twojej wiary. [...]
Byłem szczęśliwy w miłości - dość na tem.
A przecież często żałuję - daremnie!
Wolałbym nie być kochany wzajemnie.
Ona umarła - jak? - o to nie pytaj,
Jeśli śmiesz, sam to odgadnij, wyczytaj,
Bo tu wyryte noszę na mym czole,
Kaima2 pismem - me zbrodnie i bole.
Ale mnie nie klnij - posłuchaj - ja byłem
Przyczyną śmierci - lecz nie ja zabiłem.
Mógłbym i śmiałbym to samo uczynić,
Gdyby kochanka śmiała mi przewinić.
Jemu niewierna - więc on ją pochował
Mnie była wierną - jam go zamordował.
Choć śmierć jej była zasłużoną karą,
Lecz jej niewierność była dla mnie wiarą,
Bo mnie oddała serce, skarb sieroty,
Jedyny, którym nie rządzą despoty.
Ach! późnom przybył, nie mogłem jej zbawić,
Mogłem jej tylko małą ulgę sprawić,
Mogłem w ślad za nią jej wroga wyprawić.
Jego śmierć lekka - ale jej męczeństwo
Było dla myśli mych takim straszydłem,
Że w końcu ludziom i sobie obrzydłem. [...]
***
[...] Jestem dla ludzi jako ptak złowrogi.
Prawda, że miałem drapieżność jastrzębia,
Żem latał niszcząc i lejąc krwi strugi,
Alem się uczył kochać od gołębia,
Umrę nie znając, co kochać raz drugi. [...]
Leilo! byłaś myśli moich treścią,
Moją rozkoszą i moją boleścią,
Tyś była cnotą, ty zbrodniami memi,
Nadzieją w niebie i wszystkim na ziemi! [...]
Takie me imię, takie są me dzieje.
Samemu tobie powierzam wyznania,
Wdzięcznie przyjmuję łzę politowania,
Suche me oko już łez nie wyleje!
Gdy skonam, pogrzeb ubogi mnie sprawisz,
Krzyż tylko prosty na grobie postawisz,
Bez żadnych liter - nie chcę, by wędrowiec
Napisy czytać szedł na mój grobowiec". -
***
Umarł - nie doszedł nikt po jego zgonie,
Jak się nazywał, w jakiej świata stronie
Jego ojczyzna; ostatnie wyznania
Mnich tylko słyszał we chwilach skonania.
Tyle zostało o Giaurze podania
I o Leili, którą on postradał,
I o Hassanie, któremu śmierć zadał.
Przełożył Adam Mickiewicz
1. Adam Mickiewicz w swej "Przemowie" do przekładu Giaura napisał:
[...] dzieci Byrona nie są to pospolici zbrodniarze, nie zimni egoiści albo szaleni fanatycy zakochani w swej przewrotności i głupstwie. [...] Ludzie Byrona mają s u m n i e n i e.
Uzasadnij słowa poety, dokonując charakterystyki bohatera. Jak świadczy o nim jego własna samoocena?
A teraz, dalej – w świat - jadę sam z sobą.
W końcu ludziom i sobie obrzydłem.
2. Na czym polega tragizm Giaura? Jak oceniasz jego postępowanie? Czy możliwa jest jednoznaczna ocena moralna? Czy to, co zrobił i czuł, pozwala nazwać Giaura "szlachetnym zbrodniarzem"?
3. W której roli byś się chętniej widział:
a) oskarżyciela Giaura,
b) jego obrońcy,
c) Giaura jako oskarżonego o zbrodnię?
Uzasadnij odpowiedź i przygotuj odpowiednią mowę.
4. Porównaj Giaura z bohaterami utworów Goethego (zwróć uwagę na stosunek do życia, uczucia, indywidualizm, buntowniczość, poczucie dumy
i winy). Czym się Giaur od nich różni? Uzasadnij odpowiedź odpowiednimi fragmentami tekstu.
Jak rozumiesz słowa Giaura:
... miałem drapieżność jastrzębia, [ ...]
Alem się uczył kochać od gołębia.?
5. Sformułuj zestaw cech, które mogłyby stworzyć obraz bohatera bajronicznego.
Na podstawie
podręcznika "Barwy epok".
|